Nie ważne, ile planujemy wyprawę, jaką trasę wybieramy, z jakimi intencjami oraz przemyśleniami idziemy. Najważniejsze jest podjęcie decyzji, wędrówka, krótsza lub dłuższa, i dotarcie do zamierzonego celu – Camino de Santiago. Miejsce, w którym zmęczenie, ból nóg przestają mieć znaczenie, gdyż wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru.
Od pielgrzymki Karola, mieszkańca Skawiny, minęło już 5 lat, ale jego wspomnienia nadal są żywe.
Redaktor: Zacznijmy od początku. W którym roku wyruszyłeś do Santiago de Compostela?
Karol: To było we wrześniu 2016 roku.
R: Planowałeś tę wyprawę czy była to spontaniczna decyzja?
K: Nie, nie planowaliśmy. To była spontaniczna decyzja. Kupiliśmy bilety do Madrytu i za dwa dni byliśmy gotowi do wyjazdu. Tak naprawdę inspiracją był dla mnie film pt. „Droga życia” (The Way), który kiedyś obejrzałem. Pomysł narodził się właśnie z niego, co później pomogło w podjęciu decyzji.
R: Mówisz w liczbie mnogiej. Kto towarzyszył Ci w wyprawie na Camino?
K: Byłem razem z kolegą.
R: Jak wyglądało Twoje podstawowe wyposażenie? Co jest niezbędne?
K: Zabrałem ze sobą buty trekkingowe, plecak, śpiwór. Tak naprawdę pakujesz najważniejsze rzeczy. Nie jesteś w stanie wziąć dużo ubrań, trzeba to wszystko ograniczyć do minimum, gdyż plecak towarzyszy od początku do końca. Dla mnie niezbędny był również paszport. Zależało mi na pieczątkach, dzięki którym mogłem uzyskać certyfikat. Na trasie zbierałem stemple, które mnie osobiście motywowały. Potem na końcu szlaku otrzymałem certyfikat, który stał się dla mnie pamiątką z pielgrzymki.
R: W którym miejscu rozpocząłeś swój szlak pielgrzymkowy? Ile km Ci to zajęło?
K: Szliśmy tzw. szlakiem pierwotnym. Dojechaliśmy autobusem z Madrytu do miejscowości Lugo, z którego rozpoczęliśmy naszą wędrówkę. Zajęło nam to ok. 100,5 km.
Z Lugo do Santiago szliśmy 5 dni. W Santiago spędziliśmy dwa dodatkowe dni, które przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Najważniejszym miejscem była oczywiście Katedra św. Jakuba Apostoła, która zrobiła na nas ogromnie wrażenie. Uczestniczyliśmy w uroczystej mszy świętej – Mszy Pielgrzyma, podczas której witani byli pielgrzymi, którzy ukończyli szlak. Kolejnego dnia udało nam się wziąć udział w polskiej mszy. Zwiedziliśmy również Muzeum Katedralne oraz stare miasto.
R: Jak wyglądał wasz dzień?
K: Pobudkę mieliśmy zazwyczaj koło 5:30. Ubieraliśmy się na łóżku, a następnie bezszelestnie kierowaliśmy się do wyjścia – między łóżkami, plecakami, ubraniami, butami innych pielgrzymów. Później szybka kawa, śniadanie i w drogę, aż do wieczora. W międzyczasie przerwy na odpoczynek i posiłek. Pod koniec dnia rozglądanie się za jakimś noclegiem, kolacją. Chwila odpoczynku, rozmowy z ludźmi w albergue i do spania, żeby mieć siłę, aby znowu wstać o 5:30.
R: Jesteś w stanie przypomnieć sobie jakąś zabawą historię z tej wyprawy?
K: Tak bardzo chcieliśmy iść na tę pielgrzymkę, że… spóźniliśmy się na autobus (śmiech), który mieliśmy z Madrytu o 23:00. Na kolejny czekaliśmy całą noc na lotnisku.
R: Jakie miejsca, bądź ludzie najbardziej utkwiły Ci w pamięci?
K: Głównie idzie się wioskami, więc zazwyczaj na trasie można spotkać pojedyncze osoby lub małe grupy. Poznaliśmy byłego żołnierza z Włoch – Dario. On szedł 755 km całym szlakiem. Wiele lat spędził w Sarajewie podczas konfliktu na Bałkanach. Dario wiele nam opowiadał. Zresztą nie miał żadnych problemów z komunikacją, ponieważ posługiwał się językiem hiszpańskim, angielskim i niemieckim. Był bardzo zafascynowany Janem Pawłem II, więc jak się dowiedział, że jesteśmy Polkami to bardzo się ucieszył i tym bardziej chciał nam towarzyszyć. Bardzo pozytywny człowiek.
Poznaliśmy również Belga, który szedł z Belgii do Santiago, więc na okres wędrówki wziął 6 miesięcy urlopu. Z nim szliśmy dwa dni. To ciekawe doświadczenie spotkać różnych ludzi, z różnymi historiami. Czas, który spędziliśmy z nimi na rozmowie, wspominam bardzo dobrze.
R: Jak wiadomo, przejście tak długiej trasy wiąże się z ogromnym wysiłkiem. Co było dla Ciebie najtrudniejsze w tej wprawie na Camino?
K: Dla mnie najtrudniejszy nie był sam wysiłek fizyczny a noclegi z innymi pielgrzymami. Chodzi mi głównie o to, że w jednym miejscu śpi bardzo dużo ludzi, którym nie chcesz przeszkadzać. Rano, na przykład, musieliśmy uważać, przechodząc obok śpiworów, żeby na kogoś nie wpaść. Drugim problemem było szukanie albergue – czyli miejsca, gdzie moglibyśmy się przespać. Jest to czasem męczące, bo codziennie idziesz około 30 km i nie masz już na to siły. I ostatnią rzeczą, która trochę utrudniła moją wędrówkę… były nowe buty, które doprowadziły do strasznych odcisków.
R: Czy przeszło Ci przez myśl, aby zawrócić?
K: Nie, nie miałem takiej myśli. To nie była bardzo długa trasa, więc dawałem radę.
R: Jakie myśli/emocje towarzyszyły Ci kiedy dotarłeś do celu?
K: Zadowolenie, że udało się dość. To fantastyczne uczucie.
R: Jaką radę dałbyś osobom, które wybierają się na Camino?
Żeby wziąć wygodne buty, bo to jest bardzo ważne. I aby się pozytywnie nastawić, ponieważ kosztuje to trochę wysiłku. Warto myśleć, że pomimo zmęczenia, bólu nóg, warto dojść do celu, bo na miejscu wszystko się zmienia.
Rozmawiała Natalia Charnas (redaktor@camino.net.pl)